alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
denvi napisał/a:
A co jest nie tak z "dzień dobry" poza ryzykiem, że komuś akurat mogło się przytrafić coś niedobrego ?


Mniej wiecej tyle samo co w zyczeniu "smacznego" albo "na zdrowie".
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Panowie, proszę nie odchodzić od tematu, bo się pogniewam, proszę, dziękuję, dobry wieczór.
 

denvi  Dołączył: 09 Lis 2008
alkos, okiej, okiej, w przypadku "na zdrowie" nie chodziło o opcję toastu tylko o kichanie. Może tu tkwi brak porozumienia? ;-)
jorge.martinez, przepraszam
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Kawy mi się chce.

W tych etykietkach tak naprawdę chodzi o to, że - jak już pisałem - nie dosyć, że nasz mózg musi jakoś układać sobie hierarchię znaczeń, symboli i przyporządkowań to, dodatkowo, my się naprawdę lepiej czujemy wartościowani jako określona grupa. Przynależność do takiej czy innej elity (można na to tak patrzeć - nie każdy fotografuje, co z fotografujących czyni swego rodzaju mniejszość, było nie było, elitarną, bo wymagającą [rzekomo] specjalnych uzdolnień czy narzędzi) podnosi na duchu i określa nas jako grupę i jednostki.

Wydaje się, że zawężone ramy to kolejna rzecz, która jest nam niezbędna do funkcjonowania. Ograniczenia. Nakładając je sobie, ustalamy sobie ciepłą niszę, w której - przy odrobinie zacięcia - w miarę szybko nauczymy się poruszać.

Michael Gira, niezwykle interesujący muzyk formacji Swans, powiedział kiedyś w wywiadzie, że odżegnuje się od jakiegokolwiek przypisywania swojej twórczości do konkretnego nurtu - gdyż to go automatycznie zawęża, nakłada ramy, czytaj: utwierdza w ciepłej, bezpiecznej niszy.

Przychylam się do jego poglądów, a nawet poszedłbym o krok dalej - mam ochotę stwierdzić, że tak naprawdę czysty, twórczy umysł mogę zaprząc do fotografii dopiero, kiedy zupełnie przestanę się definiować, zastanawiać się, kim w niej jestem i jak ją rozumiem. Carpe diem, czyste chwytanie momentu, ale nie rozumianego jako momentu w przestrzeni czy czasie a istoty bardziej metafizycznej, to znaczy jako mnie tu i teraz.

Wielu 'przyznanie się' do 'bycia fotografem' mile połechta. To prosta i wygodna droga do zagwarantowania sobie konkretnego miejsca w niejednym prywatnym panteonie. Innych połechta to, że będą mogli myśleć o sobie jako o człowieku z szeroko otwartymi oczami. Pozwolę sobie przywołać cudowny cytat:

Cytat
Stare, pry, listen, eavesdrop. Die knowing something. You are not here long.


Tłumaczenie (w miarę dosłowne):

Cytat
Gap się, szpieguj, słuchaj, pod-słu-chooj*. Umrzyj, wiedząc coś [rozumiejąc]. Nie będziesz tu długo.


Powiedział to Walker Evans. Miał chłop mózg.

Łechtanie... Dobre do sypialni. Mnie coraz rzadziej chce się w ogóle przyznawać do fotografowania, wolę je po prostu skutecznie wprowadzać w życie. Przedłużać oko za pomocą aparatu przyklejonego do ręki.

Więcej w tym szczerości. I po prostu dobrej zabawy. :)

* można jakoś wyłączyć tego cenzora? Porażka!
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
A Wy kim jesteście?

Jestem sobą i robię zdjęcia, kiedy mam ochotę.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
espresso napisał/a:
W dodatku próba podjęta przez nestora rodzinej fotografii mająca na celu wyodrębnienie fotografujacych z duszą/powołaniem artystycznym nie koniecznie musi się kojarzyć z piktorealizmem.
Niestety historia tego wyodrębnienia jest jednoznaczna.

Polska fotografia z piktorializmu Bułhaka wpadła w objęcia socrealizmu. Jedno i drugie nie zostawiało miejsca na fotografię reportażową i dokumentalną. Bo jak tu nazwać takiego fotografa fotografikiem?

Fotografik dziś kojarzy mi się bardziej z użytkownikiem photoshopa.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
espresso napisał/a:
Jednak zdaje się że najbliższe naszemu językowi jest określenie fotografik
Pewnie wszystko zalezy z jakich srodowisk sie wywodzimi, ale ja to slowo slyszalem dotad tylko i wylacznie z ust prezenterow glownych wiadomosci i totalnych laikow, ktorzy zapytani wprost, nie byliby w stanie wymienic trzech fotografow/-ikow, jak tam kto woli. Zaden ze znanych mi czlonkow zwiazku, ktory ma to slowo w nazwie, nie uzywa go w rozmowie o innych czlonkach.
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
dzerry, a Ty siebie jakoś samo-etykietujesz? Że tak powrócę do oryginalnego pytania. Odczuwasz w ogóle taką potrzebę?
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Moze troche teraz za wysoko nosek podniose, ale mam uczulenie na pojecie "fotoamator". Wg mnie, ona skupia w sobie wszystko co najgorsze w fotografii.
- uświęcona ignorancja
- złoty cielec sprzętu
- umiłowanie kiczu i tandety

Podoba mi sie pojecie "entuzjasta fotografii", ale gdybym mial tak o sobie powiedziec, to chyba przez gardlo by mi nie przeszlo.

Czasem mysle o tych etykietach i wewnetrznie nie mam problemow z przyklejaniem ich poszczegolnym osobom oprocz samego siebie, ale nie moge powiedziec, ze to nie daje mi spokoju. Ot, taka ciekawostka.
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
dzerry, to o fotoamatorze, to po prostu cios w moje serce! ;-)
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Bo zepsuli nam fotoamatora.

Tak jak amatora wycieczek górskich. Człek wkładał trapery, wełniane skarpety, flanelową koszulę i szlus. A dziś?
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
Kto zepsuł? Bralczyk z Miodkiem?
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
jorge.martinez napisał/a:
Bo zepsuli nam fotoamatora.
Tak naprawde, to jest chyba tak naprawde jedyny naprawde negatywny wplyw cyfry na rzeczywistosc. Cyfra otworzyla na osciez wrota do tych wszystkich patologii, ktore wymienilem powyzej. Kiedys tez byli sprzetowcy, grain-peeperzy, testerzy, ale czynnosci konieczne do praktykowania sprzetyzmu byly na tyle skomplikowane, ze wykonywali je naprawde najbardziej zdeterminowani osobnicy pokroju Czarka z pl.rec.foto, a i droga konieczna do opanowania tych umiejetnosci byla na tyle dluga, ze te osoby sila rzeczy nabieraly pewnego autorytetu i mogly wystepowac z pozycji guru.

Zreszta sama droga do statusu fotoamatora powodowala, ze chociazby czytajac najzwyklejsze podreczniki ciemniowe i obcujac z materialami, trzeba bylo przejsc pewien proces rozwoju estetycznego. Kiedys trudniej byloby komus ot tak zjechac sobie Stephena Shore'a za zdjecia o niczym, bo malo kto potrafil osiagnac taka maestrie techniczna. Dzisiaj kazdy moze walnac sobie fote 24 mpx i walnac wydruk dowolnej wielkosci - to tylko kwestia kosztow.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Hobbysta to niewłaściwe, nietrafne określenie. Bo fotografia to nie hobby, jak inne.

Pstrykacz? Dajmy sobie spokój. Przecież nie o to chodzi.

Łoś entuzjasta. Wracamy do miłośnika, czyli amatora.

Zgadzam się, amator chyba został przetrzebiony bezpowrotnie.

[ Dodano: 2012-02-20, 16:13 ]
Ale bardzo ważne to co piszesz, dzerry. Że rozwój tego "fotoamatora" szedł w miarę harmonijnie na kilku polach: sprzęt + ciemnia + estetyka + temat. Dziś nie ma tak różowo. A zaczęło się od popularyzacji labów.
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
jorge.martinez, a może zaczęło się w ogóle od filmu małoobrazkowego? Może tak to wyglądało z perspektywy tych magików, co naświetlali w LF szklane płyty? Pewnie że skala była inna, to nie były takie masowe zjawiska, ale każda epoka ma chyba swojego "potworka", na którego można narzekać.

[ Dodano: 2012-02-20, 16:18 ]
Ja świadomości poprawności kolorystycznej nabrałem dopiero niedawno, w "lightroomie" właśnie - a więc niekoniecznie przy cyfrze wszystko jest takie proste. Ja się co nieco nauczyłem i nie czuję, że przede mną jakaś równia pochyła i dekadencja.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Pamietam moje pierwsze kroki w ciemni. Specyfika materialow i techniki ciemniowe narzucaly pewne ograniczenia. Pracujac nad zdjeciem, nawet taki nastoletni szczyl mial z tyllu glowy pewien kanon estetyczny, pochodacy chociazby ze zdjec opiekuna - piekne czernie, bogate tony, kompozycja kadru. Do tego dazylismy. Kazdy przechodzil przez etap pseudosolaryzacji, tonowania i innych zabaw, ale zbyt wielka uwaga poswiecona takim sztuczkom byla kwitowana pogardliwym usmieszkiem mentora. Na koniec dnia, kazdy z nas robil naprawde piekne odbitki na barycie. Dzisiaj nie ma takiego oczywistego kanonu. Pogardliwie usmeiszki na widok HDRow, plasticznych kolezanek na tle roslinnosci, selektywnej desaturacji. itd dzialaja tylko jako negatywna motywacja - "staruch sie wozi, ja sam wiem co jest najlepsze, kolegom sie podoba!".
 

Sebastian  Dołączył: 19 Kwi 2006
Skoro fotoamator się zepsuł, to może ukuć nowy termin, np. fotofil albo bardziej po polsku zdjęciolub lub zdjęciorób a nawet zdjęciarz. Ja jestem fotografomanem.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Kolejny kamyk do ogródka. Człek uczył się fotografowania i ciemniactwa od kogoś, od ojca, dziadka, nauczyciela ze szkolnego koła, instruktora z domu kultury, od kolegi.

Dziś uczymy się sami. Na własną rękę. Nie czytając nawet książek.

Proces od zdjęcia po wykończoną odbitkę umarł. Jeśli fotoamator kończy swoje fotografowanie na wyzwoleniu migawki, to nie dziwne że całość ginie w morzu nijakości i przeciętności.
 

Sebastian  Dołączył: 19 Kwi 2006
jorge.martinez napisał/a:
[...]
Proces od zdjęcia po wykończoną odbitkę umarł. Jeśli fotoamator kończy swoje fotografowanie na wyzwoleniu migawki, to nie dziwne że całość ginie w morzu nijakości i przeciętności.


"Naciśnij guzik a my zajmiemy się resztą" przecież nie jest związane z aparatami cyfrowymi, to jest myśl przewodnia Kodaka i Polaroida wprowadzona na długo przed XXI wiekiem.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Sebastian, ale nie mozna przeciez nazywac kazdego uzytkownika kiedys polaroida i point and shoita, a dzisiaj malpki cyfrowej fotoamatorem. Fotoamator aspiruje do czegos wiecej niz fotki z imienin. Dzisiaj jest problem z definicja tego "czegos wiecej".

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach