Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Coś dla miłośników literatury faktu
Dystorsja
(Tytuł oryginału: The Dystorsja)

Obraz w wizjerze rozmył się delikatnie by natychmiast powrócić do pierwotnej ostrości. Minimalnym, ale precyzyjnym jak język ‘Instrukcji Montażu i Użytkowania Drylownicy do Owoców Model DRW-12X42-A’ ruchem palców na pierscieniu ostrości, człowiek wpatrujący się w wizjer sprawdził po raz kolejny perfekcyjną dokładność nastaw celownika. Palec wskazujący prawej dłoni przesunął się na spust, skupiony na zadaniu mózg przejął bezwzględną kontrolę nad wytrenowanym ciałem: regularny oddech uległ spłyceniu by zsynchronizować się z uderzeniami serca, źrenica oka przyłożonego do muszli celowanika poszerzyła się nieznacznie.
Zbliżał się koniec trzeciego sezonu odkąd mężczyzna wpatrzony w przyrząd celowaniczy rozpoczął śmiertelną grę z Bestią. Inteligencję, siłę woli i lata treningu przeciwstawił wyostrzonym do granic zmysłom dzikigo zwierzecia, wdruowanym w każdą komórkę jego pierwotnego i doskonałego ciała odruchom ucieczki, walki i obrony, bezwzgędnej woli przetrwania zapisanej na poziomie sekwencji genów. Trzy sezony, trzy długie lata prób, podchodzenia, porażek, gdy prymitywna i nieokiełznana moc ofiary zwyciężała rozumną doskonałość łowcy. Ale on nie poddawał się, nie zmagał z chwilami zwątpienia, nie zniechęcał. Wiedział, że dzień, w którym dopadnie w końcu Bestię nieodwołalnie nadejdzie a rozum i trening pokonają odruchy oraz instynkty. Ten dzień – meżczyzna był tego więcej niż pewien – nadszedł dzisiaj...
Tak, dziś bielinek kapustnik był bez szans. Nie zdoła uciec, jak czynił to setki razy przedtem a inspektor Kadyszek wreszcie zrobi mu zdjęcie, które będzie mógł posłać na tegoroczną edycję Konkursu Fotografii Przyrodniczej w Osiedlowym Domu Kultury. Lata praktyki i wyrzeczeń dziś miały przynieść upragniony sukces a fakt, że motyl był martwy i dla pewności przyklejony kawałkiem taśmy klejącej do główki kapusty z warzywniaka tylko utwierdzał inspektora w przekonaniu, że jest bliski zwycięstwa.
Szmer rozsuwanych kuchennych drzwi do ogrodu wyrwał Kadyszka z medytacyjnego skupienia na łowach.
- Stefan? - głos Marioli, żony inspektora, rozwiał resztki atmosfery zwycięstwa, która już materializowała się wpowietrzu.
- No?
- Telefon.
- Kto?
- Z pracy. Masz przyjechać.
- Niedziela jest!
- Mówiłam. Masz przyjechać.
- Powiedz, że nie mogę...
- Ale to ten twój nowy szef dzwonił...
Nico N. D. Five. Nowy szef. Amerykanin z polskimi korzeniami, po treningu w FBI, CIA, KAF-4 i STD – z jakiegoś powodu zamiast robić błyskotliwą karierę w USA przypomniał sobie o swoim polskim obywatelstwie i postanowił robic błyskotliwą karierę w Polsce. I wychodziło mu to świetnie, trzeba przyznać, bo wszyscy przełożeni do poziomu ministra włącznie byli zachwyceni jego jankeskim sposobem bycia, uwodzicielską arogancją i angielskim, którym posługiwał się tak biegle, że jedynie młodszy posterunkowy Krąpiec z trzeciego posterunku był w stanie go zrozumieć. No ale młodszy posterunkwy Krąpiec miał doktorat z filologii angielskiej, zaś przełożeni Nico – z ministrem włącznie – mieli głównie znajomości.
Inspektor z cichym stęknięciem podniósł się z ziemi. Spojrzał na drgające na wietrze truchło bielinka przyklejonego do główki kapusty i delikatnie odłożył na ławeczkę swojego Pentaksa K-1 z podpiętym stumilimetrowym obiektywem macro. Wiedział, że musi jechać ale obiecał sobie, ze wróci zaraz gdy tylko dowie się, o co chodzi cholernemu Jankesowi. A potem dokona tego, co miało być zwieńczeniem dzisiejszego dnia. “Jesteś mój, mały” - pomyślał patrząc na martwego owada. Zakładając osłonkę na soczewkę obiektywu odezwał się do żony.
- Mariola?
- No?
- Powiedz, że zara jadę. I spodnie mi jakieś daj.
- Wrócisz na obiad?
- No pewnie, ale mogę być później. Coś dobrego zrób.
- No jak później to coś popichcę odświętnego, Stefan.
Dziesiec minut później inspektor Kadyszek pędził swoim fiatem pandą do komendy wojewódzkiej.

CDN...
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
:mrgreen: :-B
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
:mrgreen: :-B
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Apas, rewelacja! Czekam na cdn.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
TM_Mich napisał/a:
Apas, rewelacja! Czekam na cdn.

plwk
SlicaR
Dziękuję...
CDN się pisze. Będzie mroczno jak w ciemnym obiektywie...
:mrgreen:
 

irek83  Dołączył: 11 Paź 2014
Super, czekam na następne :-B
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
W odpowiedzi na wielokrotne i rozpaczliwe prośby fanów ... :evilsmile:

Drzwi do gabinetu komisarza były częściowo otwarte, inspektor uznał więc, że jest oczekiwany i pchnął je bez pukania. Siedzący za biurkiem, wyglądający na 40 lat spędzonych na siłowni mężczyzna w nieskazitelnym garniturze z zabawnym, żółtym krawatem z nadykowanymi napisami ‘MATRIX’ uniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się pokazujac garnitur zębów, lśniących i równych jak wyniki z matematyki u tegorocznych maturzystów.
- Kaydyskheck, my man, my Niger, madafaka! What’s up, dude?!
Inspektor postanowił unieść delikatnie lewą brew. Jak postanowił, tak zrobił.
- Ty shę mushis uczyć English. Wy fshyscy mushicze. Krempietz madafaka can, you all can, you know? - facet w ganiturze wyrzucał z siebie słowa wciąż szczerzac zęby w wyćwiczonym do perfekcji uśmiechu. Kadyszek spojrzał na napis na krawacie komisarza niemal pewny, że zauważyl kroplę śliny spadajacą na czarne ‘MATRIX’ gdzieś w okolicach brzuszka litery R. “Uważaj z tym uśmiechem, bo sobie matrycę zaplujesz” pomyślał pod adresem przełożonego, ale na głos zapytał jedynie:
- Czemu zawdzięczam możliwość pracy w niedzielę, panie komisarzu?
- My mamy homicide. My mamy morderstwo, you know. I ty te homicide zrobish dla nasz department – szef wycelował ostry koniec ołówka w inspektora.
- No szefie, ale przecież inspektor Keller ma dyżury weekendowe w tym miesiącu w Wydziale, to powinna być jego sprawa! - prawa brew Kadyszka uniosła się, by dołączyć do lewej w celu okazania zdumienia.
- Ty nitz nie roshumiesh, my man. Ty nie mash uwielbienie do twoja job. Ty to srobish, bo ja tobie give direct order, to jeden. To dwa: ty to srobish, because ty jesztes amateur photographer, I have read your papers. A owy dead body to jeszt photographer as well. Ty to srobish, end of story my Niger, bo ty rosumiesh society photographers. Ty rosumiesh pół-swia-tek! - uśmiech wyparował z twarzy komisarza Nico a stalowo-szare oczy zwęziły się do rozmiaru szparek, gdy z rozkoszą wypowiadał trudne, polskie słowo.
Inspektor zrozumiał, że właśnie otrzymał bezpośredni rozkaz, który musi wykonać. Dodał w pamieci plus 2 do niechęci, jaką żywił do swego przełożonego, skłonił się i wymaszerował z gabinetu, przymknąwszy uprzednio obie brwie do poziomu roboczego. Owszem, niedziela wyglądała na straconą, ale informacja, że ofiarą morderstwa jest fotograf trąciła strunę zawodowego zainteresowania doświadczonego policjanta: rzuci okiem, zbierze najważniejsze dane, dopilnuje techników i za parę godzin wróci do domu. I do bielinka...

Adres jaki Kadyszek otrzymał wraz ze standardowym plikiem dokumentów w sekretariacie niewiele mu mówił. Gdy dotarł na miejsce okazało się, że chodzi o zaniedbane, dwupokojowe mieszkanko na poddaszu przedwojennej chyba jeszcze kamienicy. Gdy inspoektor wspinał się z mozołem po skrzypiących i stromych schodach, co chwilę mijał znajome elementy nieomylnie wskazujące każdemu policjantowi z Wydziału Zabójstw, że zbliża się do miejsca zbrodni: przejęci, młodzi policjanci w bramie i na kazdym półpiętrze, zaciekawione twarze sasiadów za uchylonymi drzwiami mieszkań, biegający po klatce schodowej technicy kryminalni. Gdy inspektor dotarł wreszcie do odrapanych drzwi mieszkania, zastał przed nimi doktor Bogumiłę Krawczy, zwaną przez przyjaciół Bigmą – lekarkę sądową, kobietę pokaźnych rozmiarów, raczej brzydką i już niemłodą. Lekarka nerwowo zaciągała się papierosem.
- Cześć Bigma. Myślałem, że rzuciłaś...
- Cześć Stefan. Rzucam co tydzień mniej więcej... Więc to ciebie wasz kowboy wrobił w ten bałagan? Myślałam, że Keller przyjedzie?
- Padło na mnie... Co tam mamy?
Lekarka zaciągnęła się papierosem, spojrzała na policjanta i z sykiem wypuściła dym nim odpowiedziła.
- Zobaczysz. Nie spodoba ci się...
- Nigdy mi się nie podoba – Kadyszek wzruszył ramionami. Wiedział, że przeciąga rozmowę by odwlec moment, kiedy będzie musiał wejść do mieszkania. - Prokuartor już jest?
- Jedzie...
- Kto?
- Pani prokurator Anna Iris – lekarka zaakcentowała imie i nazwisko, z rozbawieniem obserwując twarz inspektora.
Anna Iris, lat 30. Piękna, seksowan, inteligentna i uwodzicielska jak sam diabeł. Juz na drugim roku studiów prawniczych zaproponowano jej wstąpienie do miedzynarodowej organizacji prawników Sigma-Art, jako jednej z niewielu kobiet i bodaj jedynej Polce. Dla pięknej Anny mogło to oznaczać miedzynarodową karierę, ale ze znanych sobie tylko powodów zdecydowała sie po studiach na karierę pani prokurator na rodzimym podwórku, choć do organizacji wstąpiła, co stało się powodem do nadania jej przydomku od nazwy organizacji. Poza tym zpowodzeniem budowała swoją reputację pogromczyni męskich serc w szeregach wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Plotka głosiła, że nie tylko męskich co tylko zwiększało atrakcyjnosć pani prokurator wśród potencjalnych ofiar brzydszego sortu.
Z rozważań wyrwał policjanta rozbawiony głos Bogumiły Krawczy.
- Kadyszek i panna Sigma-Art z całą jej doskonałością i pięknem. Mówią, że jest przystępna, mogą ją mieć w zasadzie wszyscy, ale obawiam sie, że nie Kadyszek. Sigma-Art i Kadyszek to jest coś, co nigdy się nie wydarzy mój przyjacielu... Wszystko, na co możesz liczyć w kwestii tego typu doznań w środowisku zawodowym, to stara, dobra Bigma, wiesz o tym? – lekarka chciała sie zaśmiać, ale zamiast tego zaniosła się jedynie kaszlem nałogowego palacza.
Inspektorowi nie podobał się kierunek, w jakim zmierzała cała rozmowa, wiec bez słowa wszedł do mieszkania, omijając stojacego zaraz za drzwiami młodego policjanta. W pierwszym pomieszczeniu, niewielkiej kuchence, z której wchodziło się także do nieco większej łazienki pełniącej również funkcję ciemni fotograficznej nie było nic, co by zwróciło od razu uwagę Kadyszka, choć oczywiście jakieś szczegóły mogły być mniej widoczne, co jak zawsze wymagało sprawdzenia po tym, gdy technicy skończą już swoją pracę. Obejrzawszy oba pomieszczenia pobieżnie, inspektor wszedł do pokoju. Stolik na telewizor, stół na cztery osoby, ława, jakaś szafa, regały z ksiażkami, mnóstwo fotografii na ścianach, stary tapczan. Pomiędzy stolikiem do kawy a tapczanem leżało ciało meżczyzny.
- Nigdy nie widziałam czegoś podobnego – zza pleców policjanta odezwała się doktor Bigma, która weszła się do mieszkania za inspektorem.
Kadyszek milczał przyglądając się zwłokom. Po dłuższej chwili odezwał sie mówiąc bardziej do siebie, niż do kobiety.
- A ja tak. Ja już coś podobnego widziałem...
Stojąca z tyłu doktor Bigma nie zauażyła, że pobladły nagle inspektor ze zgrozą wpatrywał się w stopy i kolana denata. Ziały w nich wielokrotne rany postrzałowe.

CDN...
 

M.K  Dołączył: 26 Sie 2007
Super! Hahahaha te imiona! Bajka!
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
:mrgreen: :mrgreen: :-B :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
Aaaaaaa! Apas maj men! :-B
Żądam zmiany tytułu wątku.

P.S. trochę literówek Ci się wkradło.
 

Fenol  Dołączył: 31 Sie 2010
To najlepsza rzecz, jaką czytałem od przedwczoraj! :-B
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
SlicaR napisał/a:
Aaaaaaa! Apas maj men! :-B
Żądam zmiany tytułu wątku.

P.S. trochę literówek Ci się wkradło.

Za literówki przepraszam, ale ja... piszę w przerwach i w ramach odskoczni od pisania skryptu po angielsku, żeby pier..lca nie dostać. I wrzucam tak, jak napiszę, tylko pobieżnie czytając. Postaram się kolejną część poddać surowszej kontroli korektorskiej przed publikacją :-D
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
O Jeżu ... :shock: :mrgreen: :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
Apas, mi tam nie przeszkadzają.
Mam nadzieję, że skryptów będziesz miał do napisania jeszcze dużo i każdy kolejny będzie nudniejszy.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
SlicaR napisał/a:
Apas, mi tam nie przeszkadzają.
Mam nadzieję, że skryptów będziesz miał do napisania jeszcze dużo i każdy kolejny będzie nudniejszy.

A idź pan w cholerę, Ekscelencjo, z takimi życzeniami.... Tfu, na psa urok :evil:
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Bonda to kawę robi, Krajewski psa wyprowadza a Miloszewski kwiatki podlewa. Taki Apas to może pisać skrypty po angielsku ;)
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
No dobra - cześć trzecia i na razie... trzecia :-D

Pułkownik Pleśniak naprawde chciał zignorować natarczywy dźwięk komórki. Pierwszy dwudniowy weekend od kilku miesięcy, pierwsza niedziela, podczas której nie musiał odsypiać sobotniej służby i mógł odespać sobotnią popijawę a tymczasem pieprzona komórka zaczęła drzeć się jak szalona. Pułkownik wziął głęboki oddech i postanowił, że przeczeka upiorne brzęczenie, które umilkło gdy tylko dzwoniący – kimkolwiek u diabła był – połączył się ze skrzynką głosową. Zapadła błoga cisza i Pleśniak z miłym mlaśnięciem zaczął ponownie zapadać w przerwaną brutalnie drzemkę. Jednak kilka sekund później aparat odezwał się ponownie. Oficer zmełł soczyste przekleństwo, siegnął po telefon i wciskajac przycisk odebrania połącznie bez patrzenia na ekran warknął do słuchawki:
- Pleśniak, kogo tam diabli?!
- Cześć Antoni. Tu Stefan Kadyszek, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Twarz pułkownika Antoniego Pleśniaka rozjaśniła się w szczerym uśmiechu, gdy rozpoznał głos starego przyjaciela.
- Cholera, Stefan, kopę lat! Nie, nie przeszkadzasz, właśnie wybierałem się na jogging. Wiesz, staram sie trzymać formę – skłamał żołnierz. - Co u ciebie?
- Prywatnie wszystko dobrze, dziękuję.
- Wciąż fotografujesz? - Pleśniak także amatorsko pstrykał.
- Owszem, ostatnio głównie przyrodę... Szczerze, to kończę naprawdę duży projekt. Trzy lata pracy, rozumiesz... Ale, Antoni, ja dzwonię w zasadzie służbowo...
- O, czyżbym miał problemy z policją? - Pleśniak starał się nadać swemu głosowi żartobliwy ton, ale w szarpanej dość nieciekawym bólem głowie zaczął się zastanwiać nie bez pewnej dozy paniki, jak dziś nad ranem wrócił do domu i gdzie w zasadzie jest jego auto?
- Nie, nie, spokojnie! Chociaż myślę, że... wiesz, obaj możemy mieć problem...
- Mów jaśniej do cholery, Stefan!
- On wrócił, Antoś...
- O kim mówisz? Kto wrócił?!
- M4/3 wrócił – policjant zniżył głos do szeptu, prawie niesłyszalnego w słuchawce komórki.
Pułkownik Antoni Pleśniak nigdy by nie zaszedł tak wysoko w strukturach armii, gdyby nie bezwzględne przestrzeganie kilku prostych zasad. Jedną z nich było, aby zawsze, ale to absolutni zawsze zgadzać się z przełożonym. Jednak jego przyjaciel z dawnych lat, kolega po obiektywie i niezły – jak pułkownikowi obiło się o uszy – policjant nie był jego przełożonym.
- Nie zgadzam się z tobą, Stefan, to niemożliwe. Jego od dawna nie ma... Zresztą nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek istniał – odezwał się spokojnie oficer.
- Cholera jasna, człowieku! Sześć godzin spędziłem w mieszkaniu z trupem, któremu ktoś rozstrzelał stopy i kolana! Właśnie stamtąd wyszedłem! - podniesiony głos policjanta wskazywał, że wie co mówi i co widział.
- Zanim gdziekolwiek zadzwonię... Jesteś tego ABSOLUTNIE pewien?!
- Jak tego, że Mariolka była dziwicą, gdy ją poznałem – odparł Kadyszek.
- Stefan, zastanów się dobrze, zanim odpowiesz: jesteś pewien, że była dziewicą? To cholernie ważne, wiesz... Zanim poderwiemy F-16 i tak dalej...
Inspektor myślał przez chwilę, milcząc. Targały nim emocje, ale wieloletni trening, ten sam, któremu zawdzięczał dzisiejszy prawie sukces z bielinkiem kapustnikiem kazał zadziałać glęboko ukrytym warstwom mózgu policjanta, które w morderczym procesie formowania przed laty ukształtowano tak, by zawsze zachowały zdolność krytycznej analizy sytuacji. W końcu, przepuściwszy odpowiednio dużo prądu i glukozy przez te wyspecjalizowane zwoje, Kadyszek zdecydował, że trzeba jednak działać, bo ryzyko jest zbyt wielkie
- Antoni. Była. Nadal jest...
- Cholera, chłopie...W takim razie wierzę ci! Rozłączamy się, musze zadzwonić do Centrali. Odezwę się za kilkanaście minut.

Był późny, duszny, niedzielny wieczór. Miasto wciąż nabuzowane weekendem kładło się spać, ekipy budowlane rozstawiały na strategicznych skrzyżowaniach młoty pneumatyczne wraz z kompresorami, by w poniedziałek zaraz po sygnale danym przez pierwszą wronę móc zacząć kuć i rozbijać zarówno bruk ulic, jak i sen mieszkanców. Jedyne, co różniło ten wieczór od innych niedzielnych wieczorów to kawalkada drogich limuzyn, która podjechała pod cichy i ciemny budynek Ministerstwa. Z limuzyn wysiadali mężczyźni oderwani od resztek weekendowego wypoczynku wciąż przejawiajacego się niedbałymi strojami czy nieogolonymi twarzami, oraz jedna kobieta w leniej sukience, ale za to wyglądająca na ogoloną, przynajmniej z daleka. Wszyscy szybko wchodzili do budynku a ich drogie, czarne samochody znikały błyskawicznie w podziemnym parkingu. Po chwili tylko ostatnie z luksusowych aut – limuzyna z czterema kółkami logo Audi na masce – stała zaparkowana w pobliżu wejścia do Ministerstwa. Wysiadło z niej trzech meżczyzn z walizeczkami, na których umieszczono napisy Makita, sugerujący, że to ekipa naprawcza wysłana do jakiejś awarii. Jednak czujne oko inspektora Kadyszka, który także został zaproszony na spotkanie w Ministerstwie zauważyło, że zarówno marka auta z przyciemnionymi szybami, jak i garnitury, w jakie ubrani byli postawni mężczyźni trzymajacy w rekach walizeczki a w uszach – słuchawki systemu kodowanej łączności, raczej nie pasują do standardowego wyposażenia ekipy budowlanej. Pomimo zmęczenia i grozy, jaką odczuwał, policjant uśmiechnął się do siebie. “Porucznik Spacja byłaby ze mnie jeszcze dziś dumna. Założę się, że to agenci” - pomyślał, widząc przed oczyma postać swojej oficer od szkolenia kontrwywiadowczego, którą znał jedynie z pseudonimu peracyjnego i twardej ręki dla słuchaczy kursu.
Gdy kilka minut później inspektor Stefan Kadyszek został wprowadzony do sali konfernencyjnej, spotkanie już się najwyraźniej zaczęło. Policjant rozpoznał kilka postaci: jedyna obecna kobieta była Koordynatorką Służb, po jej prawej stronie siedziało trzch mężczyzn – kolejno szefów Wywiadu, Kontrwywiadu i Agencji Bezpieczeństwa, tworzących w sumie ciśle tajną Komisję Bezpieczeństwa Państwa, znaną w dokumentach krążących pomiędzy tajnymi kancelariami pod pseudonimem ‘Trzy Bobry’. Byli też przedstawiciele kilku ministerstw, i zapewne kilku wojskowych, choć wszyscy nosili cywilne ubrania. Inspektor rozpoznał swego przyjaciela, pułkownika Antoniego Pleśniaka, który pomachał mu z przciewnej strony stołu.
- Panowie, sytuacja może być poważna – mówiła Genowefa Blenda, Koordynatorka Służb. - Jeśli obawy pułkownika Pleśniaka się potwierdzą – Blenda nie wspomnała nic o Kadyszku, co nie umknęło jego uwadze – to możemy mieć do czynienia z zagrożeniem bezpieczeństwa na niespotykaną skalę.
- Ależ pani minister – facet, jak wydawało się Kadyszkowi, z MSZ uniósł rekę. - Na ile zdążyłem zapoznać się z przesłanymi przez kuriera dokumentami, to mówimy o jednym człowieku, aktywnym być może lata temu? Czy naprawdę jest się czego bać?
Blenda wcisnęła przycisk na konsoli leżącej na stole przed jej fotelem. Światła przygasły, na ścianie za Koordynatorką rozwinął się ekaran a po drugiej stronie sali zaklekotał ukryty projektor.
- Przepraszam za projektor, ale Windos 10 z Power Pointem nam się zawiesił – powiedziała kobieta. - Nie muszę oczywiście przypominać, ze wzystko, co panowie zobaczą jest ściśle tajne – dodała stanowczo.
Na ekranie pojawił się jakiś kształt. Męzczyźni zgromadzeni w sali spojrzeli z podziwem. Genowefa Blenda tłumaczyła, co widzą.
- Pseudonim operacyjny MZ-S. Wydano kolosalne pieniadze, by mógł dorównać agentom innych krajów. Wiązaliśmy z nim naprawdę spore nadzieje...
- Co się z nim stało? - zapytał ktoś ukryty w ciemności.
- Strzał w stopę – odpowiedziała Koordynatorka Służb.
Obraz na ekranie zmienił się. Kobieta podjęła przerwaną narrację.
- Pseudonim ist, pisane z gwiazdką na początku, bo miał to być poczatek całej serii, którą mieliśmy numerować. Skromniejszy, tańszy, ale miał być bardzo skuteczny...
- Niech zgadnę: strzał w stopę? - pytanie z sali zawiło w powietrzu.
- Blisko. Ale gorzej – strzał w kolano.
Po sali przebiegł szmer. Obraz na kranie ponownie sie zmienił a zgromadzeni momentalnie zamilkli.
- To, prosze panów – Blenda zawiesiła głos – to był nasz najlepszy, najdoskonalszy projekt. Pseudonim operacyjny MS-D. Miał wywindować pracę naszych służb na najwyższy poziom, nieosiągalny wtedy dla nikogo...
Projektor terkotał jeszcze przez chwilę, po czym umilkł. Rozbłysły światła. Trąc oczy, opalony facet z Ministerstwa Obrony rzucił w powietrze pytanie, które zabrzmiało jak strzał z bicza.
- Stopa czy kolano?
Zanim przewodnicząca zebraniu urzedniczka zdołała odpowiedzieć, odezwał się Kadyszek.
- To był strzał i w stopę, i w kolano, jedncześnie – stwierdził spokojnie, bawiąc się długopisem.
- Skąd pan wie, inspektorze?! - opalony miał wyraz niedowierzania na twarzy.
Stefan Kadyszek milczał. W końcu odezwał się pułkownik Pleśniak.
- Stefan, to znaczy pan inspektor i MS-D służyli razem...
W sali zapadła cisza. Przerwał ją cichy głos policjanta.
- Miałem pseudonim K-10D. Byłem tym, czym miał być MS-D i czym on nigdy nie miał szansy zostać.
W sali ponownie zapdła cisza. Tym razem nic jej nie przerwało.

CDN...?

Kim jest M4/3? Dla kogo pracuje i jaki diaboliczny cel chce osiągnąć? Czy K-10D i Sigma Art mają jakąkolwiek wspólną przyszłość? Kim była Filipinka, ktorej palec odkryto w Tajnym Urządzeniu Weryfikacyjnym: zginęła, czy może żyje gdzieś bez palca i może pomóc w rozwiązaniu mrocznych zagadek z jeszcze bardziej mrocznej przeszłości? Kogo i przed kim mieli chronić agenci Grupy Ricoh? Kim jest ‘pan A. Sonic’ i mężczyzna znany jedynie jako ‘Olek’? Jaką rolę w całej intrydze ma do oderania Niko N. D. Five i czy jego brudna matryca ma jakiekolwiek znaczenie?
Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na te i inne pytania – miej nadzieje, że jeszcze kiedyś dopadnie mnie taka głupawka, jak dzisiaj, czego nie wykluczam znając siebie już od dość dawna. Możesz też spróbowac mnie skorumpować, gdyż zbieram na K-1, numer konta do wpłat podam chętnym na priva. Ostatecznie obietnice szczerych i gorących misiaczków zamiast bicia po pysku, gdy już trafię kiedyś na PPD też mogą mnie przekonać. Jakąkolwiek jednak metodę perswazji wybierzesz – śpiesz się, bo obserwuję u siebie pierwsze objawy demencji starczej!
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
Łoooo :-B :-B :-B
Nie wiem po czym ma taką głupawkę, ale proponuję załatwić Apasowi cały wagon tego specyfiku. Jak dojdziemy do AlojzegoDestruktora to padnę.
 

Zdano  Dołączył: 23 Paź 2006
Super :mrgreen: :mrgreen:
Apas napisał/a:
miej nadzieje, że jeszcze kiedyś dopadnie mnie taka głupawka, jak dzisiaj

Nie żebym Ci źle życzył ale czekam niecierpliwie na kolejną Twoją głupawkę.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach