Witajcie,
jako ze pojawilo sie sloneczko i jest troche czasu na testy zabralem swoj zepsuty aparat na spacer po Westerplatte zeby zweryfikowac kilka wczesniejszych obserwacji.
Aparat to starutki FujiFilm S5100 (w EU S5500) z usunietym filtrem wycinajacym IR oraz UV.
Do tego sa dwa filtry: jeden staly Massa 720 nm oraz jakis Fotga o zmiennej dlugosci fali odciecia (520-750 nm).
Do tej pory zdjecia robilem z filtrem przed matryca i filtrem 720 nm, czyli czasy ekspozycji koszmarnie dlugie. Efekty, coz - powiedzmy ze standardowe. Od kiedy testuje ten filtr o zmiennej czestotliwosci odciecia mam dosc mieszane uczucia... Na obrazie pojawia sie wyrazna siatka.
Stad tez pytanie czy ktos uzywa filtrow o zmiennej f. odciecia? Czy da sie lepiej czy po prostu jak cos jest do wszystkiego to jest do niczego i trzeba kupic porzadne dwa-trzy filtry o stalej dlugosci fali? ;)
Zalaczam kilka zdjec z dzisiaj do wgladu. Nie pchalem kolorow, gdyz caly czas nie wymacalem jeszcze gdzie jest sensowna granica kiedy zaczyna pojawiac sie ciekawy kolor :)
1
2
3
4
5
6
Z gory dziekuje za odzew :)
pz
Electrical engineers do it with less resistance ;)